Wyprawa 2021 Początek


    Jak co roku także i tym razem przychodzi taki czas, aby zaplanować kolejną wyprawę. Z lekką obawą, ale jednocześnie również z nadzieją rozpoczynam przygotowania, śledząc ostatnie medialne doniesienia na temat covidowych obostrzeń.  Jestem dobrej myśli, że również w tym roku zagraniczny wyjazd dojdzie do skutku. Nie musiałem długo zastanawiać się nad destynacją tegorocznej wyprawy. Wybór był bardzo szybki i w sumie oczywisty. Padło na miejsce, które zauroczyło nas dwa lata temu. Powiedzieliśmy sobie wówczas, że chcielibyśmy jeszcze tam wrócić. Zatem znów nadarza się okazja, aby tak się stało. Co nas tak przyciąga w te rejony? Przecież jest tyle innych pięknych miejsc. Pewnie to, że jest to miejsce w którym można robić dosłownie wszystko. Od wygrzewania się całymi dniami nad brzegiem przepięknego jeziora, poprzez jazdę na rowerze, sporty wodne, Via Ferraty, przemierzanie urokliwymi i niezwykle malowniczymi górskimi szlakami po rejs statkiem na całej długości prawie 52 km jeziora. Po ostatniej wizycie w tym miejscu został nam niedosyt, który w tym roku mamy nadzieję zaspokoić. Ci którzy śledzą moje relacje powinni się już domyślić co to za miejsce. Natomiast nowo odwiedzających zapraszam do dalszej lektury.

        Organizowanie wyjazdu zaczęło się już w maju. Nocleg bezproblemowo udało się nam zarezerwować na tym samym kampingu co dwa lata temu. Później przyszedł czas na zaplanowanie atrakcji na miejscu. Wszak mieliśmy do zagospodarowania czternaście dni, a w takim pięknym rejonie chce się zobaczyć jak najwięcej. Ostatecznie pozostało już tylko obserwować sytuacje epidemiczną i wyczekiwać chwili nadejścia dnia wyprawy.

 

 No to w drogę

    Jest sobota wcześnie rano, w sumie raczej jeszcze noc, gdy się budzimy i zaspani zbieramy się do wyjazdu. Nad horyzontem jeszcze świeci księżyc, a my wyruszamy już w swoją kolejną piękną przygodę. Jeszcze nie czujemy, że wyjeżdżamy, a tym bardziej nie dochodzi do nas fakt, że jeszcze chwila i najbliższe dwa tygodnie spędzimy w naszym ulubionym włoskim klimacie. Na całe szczęście auto zostało spakowane dzień prędzej, więc tylko zajmujemy wygodnie miejsca w samochodzie, włączamy ulubioną muzykę i ruszamy w drogę. Trasa prowadzi nas od razu autostradą więc szybko bez żadnych problemów mijamy granice polsko-czeską. Do pokonania mamy ponad osiemset kilometrów. Dziewięć godzin samej jazdy. Oczywiście trzeba doliczyć również odpoczynek dla kierowcy. Jedzie się bardzo dobrze, trasa nie nastręcza większych problemów. Około piętnastej wjeżdżamy do Italii. Gdyby nie włoski słupek graniczny to nawet nie zauważylibyśmy, że przekroczyliśmy kolejną granicę. Pomału docieramy do miejscowości Comeglians. Obraliśmy to miasteczko jako miejsce postojowe na trasie. Miała to być również jednodniowa baza wypadowa w kolejne miejsce w drodze na Gardę, ale plany pokrzyżowała nam pogoda. Jednak o tym może później.

 

Czy musi padać?

    Rankiem wyruszamy dalej. Nawigacja prowadzi nas jakimiś bocznymi krętymi drogami. Trasa ciągnie się w nieskończoność. Po czasie wjeżdżamy w górzysty alpejski rejon z przepięknymi widokami. Nie wiadomo w którą stronę kierować wzrok, gdyż dokoła mijamy nieznane nam szczyty, które w połączeniu z połaciami zielonych łąk i białych domków z elementami drewna w stylu tyrolskim robią na nas duże wrażenie. Można przez chwilę poczuć się jakbyśmy przenieśli się na plan filmowy z reklamy czekolady Milka. Jednak w miarę pokonywania kolejnych kilometrów trasy pogoda znacznie się zmienia i nagle zaczyna padać ulewny deszcz. Trochę niepocieszeni nagłą zmianą pogody jedziemy dalej. Mijamy Bolzano, kierujemy się na autostradę i wjeżdżamy w epicentrum korka. Droga która miała trwać cztery godziny jazdy wydłużyła się o kolejne trzy godziny. Na miejscu również i Garda przywitała nas deszczem. Raczej nic nie zapowiadało poprawy pogody na ten dzień. 

 Ciąg dalszy - Via Ferrata

 

 

Komentarze

Popularne posty