Po raz trzeci

    Jak co roku nadszedł okres urlopowy. To dla nas czas na realizację kolejnej wyprawy. Już pod koniec 2019 roku plan tegorocznych wakacji był dopięty na ostatni guzik. Nic tylko jechać. Niestety sytuacja związana z Coronavirus-em pokrzyżowała nam plany dość poważnie. Trzeba było wszystko odwołać.  Do ostatniej chwili nie byłem pewny co robić i gdzie się wybrać. Śledząc uważnie sytuację w Europie ostateczny wybór padł na Słowację. Jednak pierwszy urlopowy dzień, a raczej noc spędzimy jeszcze po polskiej stronie, ale tym dowiecie się za chwilę. 

    Nadszedł dzień wyjazdu. Wyjeżdżamy chwile po piętnastej. Obieramy kierunek Palenica Białczańska. Droga mija  nam dość szybko i  bez korków.  Na miejsce docieramy chwilę po osiemnastej. Nie da się ukryć, że miejscem w którym rozpoczniemy tegoroczny urlop będą Tatry. Do naszej wyprawy dołącza jeszcze kolega ze znajomymi. 

    Przed dziewiętnastą ruszamy wszyscy razem asfaltowym szlakiem wprost nad Morskie Oko. Większość turystów schodzi w dół, tylko my idziemy niespiesznie w przeciwnym kierunku, Przed zmrokiem udaje nam się dotrzeć pod schronisko. Tu robimy pierwszy postój, który trwa prawie godzinę. Czas na kolację. Standardowo suchy prowiant i herbatka z termosu. Siedzimy na ławkach na zewnątrz, powoli robi się ciemno, Dookoła nie ma nikogo. W schronisku garstka ludzi. Cisza, spokój. Zapada noc. Ruszamy. Przed nami długa droga. Obchodzimy Morskie Oko z lewej strony. Czołówki oświetlają nam szlak. Dość szybko docieramy do rozwidlenia i od razu kierujemy się w lewo. W pół godziny stromymi skalnymi schodami docieramy na Czarny Staw pod Rysami (1583 m n.p.m.) Obejmuje on powierzchnię 20,64 ha. Woda wypełnia misę klasycznego kotła polodowcowego zamkniętego od strony Morskiego Oka skalnym ryglem. Głębokość stawu dochodzi do 76,4 metrów co daje drugie miejsce wśród wszystkich tatrzańskich stawów (za Wielkim Stawem Polskim).

    Bezpośrednio nad jeziorem wznosi się ponad pięciusetmetrowe urwisko Kazalnicy Mięguszowieckiej (2159 m n.p.m.), jedno z większych ścian tatrzańskich, przez które wiodą jedne z najtrudniejszych dróg wspinaczkowych w polskiej części Tatr. Nazwa stawu pochodzi od żyjących w jego wodzie sinic, które w połączeniu ze znacznym zacienieniem terenu nadają wodzie ciemny kolor. Robimy kolejną przerwę, dookoła ciemność, z daleka widać oświetlone schronisko i dość wyraźne zarysy wierzchołków pobliskich szczytów, a nad nami pięknie rozgwieżdżone niebo. 

    Stąd  odchodzi w prawo szlak na Przełęcz pod Chłopkiem, a w lewo? Nasz dzisiejszy cel i marzenie Ewy, które mam nadzieje, że spełni się w spektakularnych okolicznościach o wschodzie słońca. 

    Parę minut po dwudziestej trzeciej ruszamy dalej. Omijamy Czarny Staw i wchodzimy na średnio-stromą część szlaku, który szybko zdobywamy wychodząc na Bulę pod Rysami. Do tego czasu szlak prowadzi wygodną ścieżką, w większości po szlaku ułożonym z kamieni. Za Bulą wchodzimy na Grzędę (od lewej strony) i wreszcie zaczynają się łańcuchy. Pierwsze sztuczne ułatwienia, w postaci klamer, pojawiły się na szlaku na Rysy w 1886 roku, i od tego momentu cały czas ich przybywa. Ostatnia znacząca przebudowa (wraz z częściową zmianą przebiegu szlaku) miała miejsce w 1996 roku. W tej chwili łańcuchów na owym szlaku jest bardzo dużo i ubezpieczają one praktycznie każdy trudniejszy odcinek szlaku. My co jakiś czas robimy postoje, by chwilę odpocząć. Mamy dobry czas, nigdzie nam się nie spieszy.

    Wspomniana. Grzęda, to skalne ramię, które prowadzi na prawo od żlebu zwanego Rysą (najczęściej Rysą wchodzi się na szczyt w okresie zimowym). Na tym fragmencie szlak posiada długie odcinki wyposażone w łańcuchy i wyprowadza nas na grań w pobliżu samego szczytu. Po przejściu krótkiego fragmentu grani, do pokonania pozostają nam już ostatnie metry szlaku wiodącego na sam szczyt. 

    Jest po czwartej. Od szczytu dzielą nas dosłownie minuty. Niebo przywdziewa czerwono-żółto-pomarańczowe kolory. To znak, że przedstawienie wkrótce się zacznie. 

    Przed piątą zdobywamy najwyższy szczyt Polski - Rysy 2499 m n.p.m. W tym momencie Ewa spełnia swoje wielkie górskie marzenie. 

    Szczyt Rysów to 3 wierzchołki z których północno-zachodni o wysokości 2499 m n.p.m. leży w Polsce. 

Wyższy od niego o 4 metry (środkowy) leży na terenie Słowacji. 

Ostatnio dokonano nowych pomiarów według, których Rysy po polskiej stronie mają 2500 m n.p.m., czyli metr więcej niż dotychczas sądzono. Czyżby urosły? Ja zdobywam szczyt po raz trzeci, za każdym razem inną drogą. 

    Pierwsze moje wejście miało miejsce od strony Słowackiej i odbyło się latem. Drugiego wejścia dokonałem zimą,od strony polskiej. Tegoroczne wejście było moim trzecim zdobyciem tego szczytu, a zarazem pierwszym letnim od strony polskiej. Na szczycie zastajemy kilka osób, jest praktycznie pusto. Zaczyna się wschód. 

    Warto było zarwać całą noc by to zobaczyć. Artur ze znajomymi postanawiają schodzić, my spędzamy na szczycie jeszcze ponad dwie godziny. Co jakiś czas pojedyncze osoby wchodzą, inni zaś schodzą. Chwilami nie ma zupełnie nikogo, jesteśmy na szczycie zupełnie sami. To idealny czas na zdjęcia. 

Przed ósmą postanawiamy schodzić. 

    Po drodze  pstrykamy jeszcze kolejne cudowne ujęcia i podziwiamy widoki, ponieważ wchodząc nocą zdołaliśmy zobaczyć tylko to, co oświetlała nam czołówka. 

W drodze powrotnej mijamy coraz więcej ludzi. 

    Niestety nie wszyscy przestrzegają zasad, takich jak, jeden łańcuch jedna osoba, lub rozpychają się na szlaku nie zwracając uwagi na innych. Nie ma co się potem dziwić, że zdarzają się wypadki. Po dziesiątej docieramy do Buli pod Rysami. 

Tu robimy kolejny odpoczynek i zarazem kolejną sesje zdjęciową. 

    Pogoda, bo w sumie o niej mało wspomniałem jest wręcz wymarzona, cóż można chcieć więcej? Nawet nie wiem ile czasu tu spędzamy, czas się dla nas zatrzymał. Jednak w końcu nadchodzi ten moment, w którym trzeba wracać. Schodzimy dalej, mijamy Czarny Staw tam zaczyna się już wielkie oblężenie napotykamy na niesamowitą ilość ludzi. Czym niżej tym ludzi jeszcze więcej. Do schroniska nawet nie wschodzimy. Omijamy je szerokim łukiem i jak najszybciej i wkraczamy na asfaltowy szlak. Przed osiemnastą docieramy do auta. Ruszamy w dalszą podróż. Kierunek Słowacja do miejscowości Veľká Lomnica, która będzie naszym miejscem wypadowym przez najbliższe dni.

 

Podsumowując

    Idąc na Rysy do pokonania jest około 1500 metrów w pionie od Palenicy Białczańskiej. Według czasów podanych w przewodnikach, oznacza to około 6,5 h, które poświęcić musimy na wejście. Na zejście około 5 godzin, czyli razem około 12 godzin.

    W rzeczywistości, biorąc pod uwagę przerwy na odpoczynek, robienie zdjęć i spędzenie czasu na szczycie, czas może wydłużyć się  o dobre parę godzin. Nam to zajęło prawie 24 godziny.

    Rysy to cel wielu ludzi, nie tylko turystów z Polski, ale również z innych zakątków świata. Jak każdy dobrze wie Rysy to najwyższy szczyt Polski i zalicza się do Korony Europy. Szlak nie jest trudny, ale wymaga na pewno wcześniejszego fizycznego przygotowania. Wybierając ten szczyt wielu  ludzi przecenia swoje możliwości. Zdecydowanym minusem tego szlaku jest fakt, że co weekend nadciąga tu rzesza ludzi i bywa tu tłoczno. Wniosek z tego taki, że chcąc zdobyć ten szczyt trzeba wyjść na szlak jak najwcześniej.

 

„Kiedyś nad Czarnym Stawem pewien młodzian do starego przewodnika górala podszedł i zapytał: panie przewodniku, a ile to na Rysy? Przewodnik spojrzał na młodziana, wąsa sumiastego podkręcił i odpowiedział: wam to dwie godziny wystarczą, mnie trzech godzin trza, a mądremu i czterech godzin będzie mało”.(internet)

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty