Italy 2023 Giorno 2 - San Forca 2235 m n.p.m, Lago di Braies

  Dzisiejsze prognozy nie zachęcają do podboju Dolomitów. Zapowiadane jest duże zachmurzenie z opadami deszczu. Plan na ten dzień legł w gruzach. Zatem pozwalamy sobie jeszcze na chwilę lenistwa i wstajemy później niż zakładaliśmy. W tej sytuacji nie mając zbytniego pomysłu jak spędzić ten dzień postanawiamy po śniadaniu pojechać w kierunku miasteczka Cortina d'Ampezzo. Po drodze zatrzymujemy się na dużym bezpłatnym parkingu Rio Gere 1680 m n.p.m. Taki miał być plan dzisiejszego dnia. To stąd mieliśmy ruszyć zdobywać szczyty. W związku z tym, iż pogoda uniemożliwiła realizację planów to chcemy chociaż trochę zakosztować górskich widoków. Zatem z parkingu kierujemy się w stronę widocznego po drugiej stronie drogi wyciągu. Nie zastanawiając się długo, kupujemy bilety na kolejkę. Koszt biletu to 22 euro za osobę (w obydwie strony). Brak pogody ma też swoje plusy, a dokładnie jeden to brak tłumu turystów.

    Po dziesięciu minutach znajdujemy się na górnej stacji kolejki Son Forca 2235 m n.p.m. Stąd rozpościera się niesamowity widok na Croda la Largo, Sorapiss i Tofane. 

    Za naszymi plecami szczyty Monte Cristallo, które są całkowicie we mgle. W pobliżu znajduje się Rifugio Son Forca. Przechodzimy koło niego udając się kawałek dalej.


    W pobliżu schroniska znajduje się dolna stacja starego wyciągu. Forcella Staunies został wybudowany w 1970 roku. Stan techniczny kolejki od lat budził jednak wątpliwości. W lecie 2016 roku nastąpiło ostateczne zamknięcie. Oficjalna przyczyna - względy techniczne i administracyjne. Głównym problemem był stan podpór wyciągu, które osadzone były w wyjątkowo trudnym terenie i stanowiły niemałe zagrożenie. Kolorowymi wagonikami w kształcie beczek, można było wjechać na przełęcz Staunies, gdzie znajdowało się schronisko Rifugio Lorenzi 2932 m n.p.m. Kolejka ta była sama w sobie ciekawą atrakcją, jednak teraz można podziwiać ją już tylko na zdjęciach. W tej sytuacji, aby dostać się na przełęcz są dwa sposoby. Pierwszy dłuższy, prowadzi Via Ferratą Dibona, drugi biegnie po wielkim piarżysku, które jest jednocześnie drogą podejścia prowadzącą wzdłuż starej kolejki.

Źródło: https://www.enviadi.com/blog/cortina-cristallo

    Według pierwotnego planu mieliśmy wyruszyć właśnie tym szlakiem. Może jeszcze kiedyś uda nam się tutaj powrócić.

    Tymczasem idę zrobić rekonesans może przyda się na przyszłość. Szczyty otulone są gęstą mgłą. Ledwo widać drogę. Podchodzę trochę wyżej. Maszeruje się w miarę dobrze, chodź trzeba uważać na luźne kamienie, które osuwają się spod nóg. Początek dość stromy, ale po chwili teren wypłaszacza się, by następnie zejść lekko w dół, a potem ostro pnie się ku górze, aż do samej przełęczy. Widoczność staje się coraz gorsza. Nadciągają ciemne chmury, które bronią dostępu do gór i widoków.


    Zawracam. Chociaż, gdyby nie świadomość, że Ewa czeka na mnie w okolicach schroniska to poszedł bym dalej, żeby jak najlepiej rozeznać teren. Tymczasem wracam do mojej drugiej połowy i udajemy się do schroniska. Zbliża się pora obiadowa. Dobrze byłoby zjeść coś ciepłego. Na dodatek mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ w momencie kiedy weszliśmy do schroniska z nieba lunął deszcz.

    Przygotowując trasę wejścia na Monte Cristallo przeczytałem, że jest to bardzo ciekawa i widokowa Via Ferrata. Zainteresowała mnie jej historia jak i postaci Marlio Biianchi i Ivana Dibona. Zatem postaram się coś o nich napisać czerpiąc źródła z Internetu. Jak już wcześniej wspomniałem na przełęcz, gdzie znajdowało się kiedyś schronisko wjeżdżała kolejka. Masyw Cristallo przekraczający magiczną wysokość 3000 m n.p.m. położony tuż nad Cortiną d’Ampezzo oferuje wspaniałe widoki i możliwość zmierzenia się z graniową wspinaczką ferratami. Pierwsza Via Ferrata, imienia Marino Bianchi, dość trudna wspinaczkowo (C/D) prowadzi w kierunku południowo - wschodnim na szczyt Cristallo di Mezzo (3154 m n.p.m.). Druga imienia Ivano Dibona poprowadzona jest granią w kierunku zachodnim. Jest łatwiejsza technicznie (B) za to znacznie dłuższa. Obie trasy są bardzo widokowe i urozmaicone. Najbardziej znaną atrakcją jest 27 metrowej długości wiszący most, który „zagrał” w filmie „Na krawędzi”. Dodatkowo na każdym kroku można natknąć się tam na fragmenty fortyfikacji z I Wojny Światowej.

    Legenda i klasyka. Via Ferrata czy raczej Sentiero Ivano Dibona poprowadzona jest wzdłuż grani Zurlon głównego grzbietu Cristallo i jest jedną z najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawalnych tras w Dolomitach. Początki żelaznej drogi Ivano Dibona sięgają wojny 1915–1918, kiedy służyła ona za połączenie ze stanowiskami pierwszej linii wojsk włoskich na masywie Cristallo. Pozostałości wojenne są wyraźnie widoczne na całej długości szlaku na Cristallo. Po wojnie szlak został porzucony, aż do lat sześćdziesiątych, kiedy to bracia Ivano i Freddy Dibona (wnukowie legendarnego Angelo Dibona, pioniera przewodników w Dolomitach) odkryli go na nowo. Od momentu oddania do użytku w roku 1970 Via Ferrata Sentiero Ivano Dibona cieszy się zasłużoną sławą. Została nazwana imieniem zmarłego podczas wspinaczki na Cristallo alpinisty Ivano Dibona.
    Z kolei schronisko Rifugio Son Forca zbudowane w 1955 roku w pobliżu siodła o tej samej nazwie Son Forca jest zarządzane od ponad pięćdziesięciu lat przez rodzinę Siorpaes. Zbudowane w tym samym czasie co otwarcie pierwszego odcinka kolejki linowej Monte Cristallo w latach 1955–1956. Początkowo przyjęło nazwę Schronienia Barona Franchetti. W 1961 roku zostało przejęte przez Roberto Siorpaesa, a w latach 60 i 70 XX wieku było przez niego rozbudowywane, aż stało się obecnym schroniskiem Son Forca. Roberto Siorpaes, narciarz narodowy i Yvonne Rüegg, szwajcarska narciarka olimpijska w Squaw Valley, są rodzicami Tiny, która obecnie wraz z mężem prowadzi owe schronisko.

    Zerkam przez okno. Pomału się przejaśnia, więc pora wracać. Chętnie byśmy jeszcze posiedzieli w tym urokliwym miejscu, ale najwyższy czas kierować się w stronę wyciągu. Można powiedzieć, że piętnaście procent planu mamy zrealizowane. Mam nadzieje, że jeszcze tu kiedyś wrócimy. Z parkingu ruszamy w kierunku miasteczka Cortina d'Ampezzo nazywane królową włoskich Dolomitów. Spędzamy tu trochę czasu spacerując uliczkami zaglądając od sklepu do sklepu w poszukiwaniu suwenirów. Po czym kierujemy się już w stronę naszego pensjonatu. Jadąc, po drodze przejeżdżamy w pobliżu Lago di Braies. Miał to być plan na jutrzejszy dzień, ale pogoda poprawiła się na tyle, że postanawiamy to wykorzystać. Na rondzie spontanicznie skręcamy w lewo. Ku naszemu zaskoczeniu widnieje tam znak, który mówi o tym, że w okresie letnim od 10.07. do 10.09., w godzinach od 09:00 do 16:00 jest tu zakaz ruchu. Żeby wjechać trzeba prędzej wykupić bilet. Jest już po 16:00. Czyli wychodzi na to, że znak nas nie obowiązuje. Wjeżdżamy z lekkimi obawami, czy ktoś nas zaraz nie zatrzyma i nie wlepi mandatu. Jadąc dobre kilka kilometrów, podjeżdżamy na parking, który znajduje się sto metrów od jeziora. Parking kosztuje 7 euro. 

    Lago di Braies jest największym jeziorem w Dolomitach. Leży w dolinie Braies i jest częścią parku krajobrazowego Franes-Sennes-Braies. Położone na wysokości 1496 m n.p.m. u podnóża Croda del Becco. Ma powierzchnie 0,33 kilometrów kwadratowych, a maksymalna głębokość to 36 metrów. Często można usłyszeć nazwę Pragser Wildsee, ponieważ na terenach południowego Tyrolu ludzie mówią w większości w języku niemieckim lub Ladinian, który jest lokalnym dialektem. Przed I wojną światową ta część Dolomitów należała do Austrii, a w czasie wojny kaplica nad jeziorem, która stoi tam od 1904 roku, służyła do wymiany jeńców. Po wojnie Dolomity zostały włączone do Włoch.

    Według miejscowej legendy na południowym krańcu jeziora poniżej imponującej Croda del Becco znajdowała się brama do podziemnego świata Fanes. Brama do której można było dostać się tylko łodzią. Zapewne dlatego pływanie charakterystyczną drewnianą łódką to jedna z głównych atrakcji jeziora. 



    Koszt wynajęcia takiej łódki to 15 euro od osoby na pół godziny (łódź wieloosobowa) lub 50 euro za łódkę na wyłączność. Wykorzystując okazję, że pojawiło się okno pogodowe postanawiamy zrobić sobie spacer wokół jeziora i z perspektywy brzegu podziwiać szmaragdową toń wody, gęste lasy świerkowe oraz strzeliste góry. 

    Późna godzina i niepewna pogoda spowodowały, że nie spotykamy po drodze wielu turystów. Zapewne z rana są tu tłumy, ponieważ jezioro położone jest w łatwo dostępnym terenie.

    Z pewnością jest to jeden z dolomitowych "must have", które warto odwiedzić będąc w tych okolicach.

   Pogoda trafiła się nam jak na zamówienie. Gdy dochodzimy do końca pętelki wokół jeziora, dobiega też końca okno pogodowe. Drogę na parking pokonujemy już w deszczu. Zmoknięci, ale szczęśliwi docieramy do samochodu. Mamy poczucie satysfakcji, że niespodziewanie udało nam się zwiedzić kolejne kultowe miejsce w Dolomitach.

 Italy 2023 Giorno 3

 

Komentarze

Popularne posty