Slovenija Dan 13 Triglav
Wczoraj udało się nam jakoś zasnąć. W dużej mierze
przyczyniło się do tego zmęczenie. Dzisiejsza pobudka była chwilę przed czwartą.
Wiele osób z naszego pokoju jeszcze błogo śpi. Dość szybko się zbieramy i po
ciemku ewakuujemy z pokoju. Schodzimy na dół schroniska i ku naszemu zdziwieniu
w każdym z jadalnianych pomieszczeń tętni już życie. Wygląda to tak jakby nikt
z tego towarzystwa nie kładł się tej nocy spać. Jedni zbierają się do wyjścia,
inni zaś podobnie jak my dopiero się przebudzili i szykują się do śniadania. Jemy
zapasy odłożone na czarną godziny i chwilę po piątej wyruszamy.
Na zewnątrz już
prawie świta. Do wschodu jakieś dwadzieścia minut, może trochę więcej. Spieszymy
się, ponieważ chcemy podejść jak najwyżej, by zobaczyć alpejski wschód słońca.
Szlak ze schroniska na Triglav wynosi godzinę.
Naszym zdaniem jest to bardzo zawyżony czas, gdyż, aby dotrzeć na szczyt jest
sporo wspinaczkowej trasy do pokonania, nie wliczając już w to czasu na
podziwianie widoków i zdjęcia. Od Triglavskiego Domu kierujemy się lekko w dół,
by po paru minutach stanąć pod skalną ścianą. Tu zaczyna się już regularna wspinaczka.
Pojawiają się pierwsze sztuczne ułatwienia i kolejna ferrata. Zrywa się mocny
wiatr, który w szybkim czasie wychładza ciało. Trzeba ubrać puchówki, aby
jeszcze bardziej się nie wyziębić. Po kilkuminutowej wspinaczce jesteśmy już
nad linią schroniska. Lokujemy się na półce skalnej i zaczynamy podziwiać
cudowny spektakl barw, który maluje się na niebie nad schroniskiem.
Oczywiście w tym miejscu nie może zabraknąć zdjęć.
Warto
uwieczniać takie piękne chwile i wracać później do nich we wspomnieniach i
uchwyconych kadrach.
Ruszamy dalej wspinając się coraz wyżej. Kolejne
partie szlaku są dobrze ubezpieczone i nie przysparzają nam większych problemów.
Nawet nie musimy stosować asekuracji. Po jakimś czasie docieramy na Mały
Triglav 2 725 m n.p.m. W tym miejscu nasz szlak łączy się z drugim szlakiem
prowadzącym od schroniska Dom Planika. A widoki?
Zapierające dech w piersiach. Widać
biegnący granią szlak na Triglav pobliskie szczyty i „morze chmur”. Do króla Słowenii
mamy coraz bliżej. Pozostaje nam jeszcze tylko przejście wąską granią, która w większości ubezpieczona jest ferratą.
Po jednej i po drugiej stronie lufa. Ekspozycja
robi duże wrażenie.
Przed dziewiątą docieramy na najwyższy szczyt Słowenii
Triglav 2 864 m. n.p.m. Tym samym ustanawiając swój nowy rekord wysokościowy
oraz zapisując nową pozycję do Korony Europy.
Na szczycie
zastajemy sporo osób. Ustawiamy się do kolejki, która utworzyła się tuż przed
schronem. Wszyscy chcą zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z tym symbolem.
Aljažev Stolp (tak inaczej nazywany jest schron), został
postawiony z inicjatywy księdza Jakoba Aljaža, który słynął z dużych zasług popularyzujących
turystykę górską.
Ze szczytu Triglava rozpościera
się absolutnie niesamowita panorama.
Przy dobrej widoczności można zobaczyć Adriatyk. Lecz my nie mamy takiej możliwości, a
bardziej świadomości, że można go zobaczyć, ale to potem.
Jest pięknie. Delektujemy się widokami, najdłużej jak
tylko się da.
Po dobrej godzinie jak nie dłużej decydujemy, że pora schodzić w
dół, ponieważ czeka nas jeszcze długi szlak powrotny do Aljażew Dom (pierwszego
schroniska w którym nocowaliśmy).
Zejście ze szczytu wcale nie jest prostsze
od wejścia. Nagle na grani robi się tłoczno. Co chwilę musimy robić mijanki z
kolejnymi osobami pnącymi się w górę. Niektóre z nich sprawiają wrażenie mało
doświadczonych w skalistym terenie. Schodząc granią obserwujemy helikopter,
który w tym czasie kilka razy ląduje pod schroniskiem, aby dostarczyć
zapasy żywności. Jak również dochodzą do nas odgłosy mszy świętej z kaplicy
usytuowanej przy schronisku. To niesamowite jak głos niesie się w górach. Uświadamiamy
sobie, że dziś jest 15.08. i Słoweńcy pewnie tak jak Polacy mają święto
kościelne Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny, zwane również w Polsce Świętem Matki Boskiej Zielnej.
Chwile po dwunastej docieramy ponownie pod
schronisko Triglavski dom na
Kredarici.
Robimy tu godzinną
przerwę. Posilamy się tym samym makaronem co wczoraj. Tym razem również nie
mogę powiedzieć nic innego na temat tego dania jak to co powiedziałem wczoraj.
W trakcie posiłku towarzyszą nam owieczki, które są prawowitymi mieszkańcami
tego miejsca. Niecodzienne przeżycie, gdy owieczki bez żadnego skrępowania
chodzą pomiędzy drewnianymi ławami i beczeniem przywołują Cię, abyś czymś je
poczęstował.
Sielankowy czas, chciałoby się powiedzieć
„chwilo trwaj wiecznie jesteś taka piękna” jednak trzeba pomału schodzić w
doliny. Nim znajdziemy się na dole czeka nas jeszcze dobre kilka godzin
trekkingu wśród skał.
Wracamy w kierunku Doliny Vrata, tym razem idziemy
ferratą pot čez Prag, która jest łatwiejsza, ale za razem dłuższa, lecz czasowo
podobna do tej którą podchodziliśmy.
Pomału dopada nas zmęczenie. Niedospana noc
oraz wielogodzinna trasa dają o sobie znać. Schodzimy, schodzimy i końca nie
widać. Jak to zawsze na zejściach bywa czas zaczyna się dłużyć. Co gorsza co chwilę na szlaku pojawiają się
sztuczne ułatwienia, które nie sprawiają nam już przyjemności. Bardziej rozpoczyna
się walka z obolałymi nogami i akrobacjami, które trzeba wykonywać, aby pokonać
poszczególne odcinki szlaku.
W między czasie dzwonimy do schroniska, by
przedłużyć rezerwację, gdyż informowaliśmy, że ponownie w Aljažev Dom będziemy koło
siedemnastej. Jednak dopiero koło dziewiętnastej udaje nam się tam dotrzeć.
Tym
razem czeka na nas pokój czteroosobowy. Ilość
osób w pokoju nie jest istotna. Ważne, aby był nocleg po takiej wyrypie. Szybko
udajemy się na drugie piętro, gdzie znajduje się wspomniany pokój. Okazuje się,
że naszymi współlokatorami jest bardzo sympatyczne słoweńskie małżeństwo. A
mężczyzna w swych młodych latach był również zapalonym góroholikiem i zdobył
większość słoweńskich szczytów.
Od słowa do słowa klei się rozmowa. Bardzo miło się rozmawia, dowiadujemy się wiele ciekawych rzeczy na temat okolicy, gór i słoweńskich zwyczajów. Między innymi nagle rozjaśnia się kwestia ciekawego zjawiska, które widzieliśmy na szczycie. Mianowice, gdy czekaliśmy w kolejce na swoje upragnione zdjęcie pod Aljažev Stolp wiele osób przyjmowało niecodzienną pozycję wkładając głowę do schronu, tym samym wypinając pupę po to, aby inna osoba mogła ją zdzielić paskiem, liną itp. Zdziwiło nas to, ale pomyśleliśmy, że ktoś robi sobie po prostu żarty do zdjęcia. Tymczasem okazuje się, że to tradycja Słoweńców. Każdy kto zdobędzie Triglav po raz pierwszy powinien zostać potraktowany kawałkiem liny po swoich czterech literach. Ponadto właśnie ów Słoweniec uświadomił nam, że ze szczytu można zobaczyć Adriatyk oraz polecał nam kolejny co do wielkości szczyt Škrlatica 2 740 m n.p.m., na, który wiodą już typowo wspinaczkowe drogi. Powiedział nam również, że Słoweńcy jadąc w góry bardzo często umilają sobie czas w schroniskach dużą ilością alkoholu, po czym nie są w stanie rano wyjść w góry. Rozmową nie było końca. Fajnie jest posłuchać u źródła o tutejszych zwyczajach oraz życiu. Jednak pomału zmęczenie okazuje się silniejsze. Pora powiedzieć sobie lahko noč (dobranoc) i ułożyć się do snu. W końcu pokonaliśmy 1 800 metrów w dół…
Od słowa do słowa klei się rozmowa. Bardzo miło się rozmawia, dowiadujemy się wiele ciekawych rzeczy na temat okolicy, gór i słoweńskich zwyczajów. Między innymi nagle rozjaśnia się kwestia ciekawego zjawiska, które widzieliśmy na szczycie. Mianowice, gdy czekaliśmy w kolejce na swoje upragnione zdjęcie pod Aljažev Stolp wiele osób przyjmowało niecodzienną pozycję wkładając głowę do schronu, tym samym wypinając pupę po to, aby inna osoba mogła ją zdzielić paskiem, liną itp. Zdziwiło nas to, ale pomyśleliśmy, że ktoś robi sobie po prostu żarty do zdjęcia. Tymczasem okazuje się, że to tradycja Słoweńców. Każdy kto zdobędzie Triglav po raz pierwszy powinien zostać potraktowany kawałkiem liny po swoich czterech literach. Ponadto właśnie ów Słoweniec uświadomił nam, że ze szczytu można zobaczyć Adriatyk oraz polecał nam kolejny co do wielkości szczyt Škrlatica 2 740 m n.p.m., na, który wiodą już typowo wspinaczkowe drogi. Powiedział nam również, że Słoweńcy jadąc w góry bardzo często umilają sobie czas w schroniskach dużą ilością alkoholu, po czym nie są w stanie rano wyjść w góry. Rozmową nie było końca. Fajnie jest posłuchać u źródła o tutejszych zwyczajach oraz życiu. Jednak pomału zmęczenie okazuje się silniejsze. Pora powiedzieć sobie lahko noč (dobranoc) i ułożyć się do snu. W końcu pokonaliśmy 1 800 metrów w dół…
Tej nocy jeśli będę o czymś śnił to właśnie
o Alpach, które oczarowały mnie swoim krajobrazem.
Kilka
informacji o Triglav
Triglav (Terglau, Tricorno – 2 864 m.n.p.m) – to
najwyższy szczyt Alp Julijskich oraz święta góra Słoweńców. Nazwa szczytu
związana jest z wierzeniami słowiańskimi z okresu wczesnego średniowiecza, według
których na szczycie miał swoją siedzibę potężny Trzygław – pogański bóg wody,
ziemi i podziemi. W XIX wieku Triglav stał się symbolem odrodzenia narodowego.
Wizerunek góry znajduje się w godle państwowym i na fladze kraju, a nawet na
monetach euro.
Triglav jest widoczny z daleka. Można go zobaczyć z
każdego pasma górskiego Słowenii, począwszy od pasm należących już do Gór
Dynarskich, po najdalsze pasma alpejskie, nie mówiąc już o Alpach
Kamnicko-Sawińskich.Triglav to punkt
honoru dla każdego Słoweńca i czy młody czy stary to na jego szczycie stopę
postawi...
Super filmik, przepiękne widoczki :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń