Italia Giorno 7 Lago di Garda - Via Ferrata Sasatti - Cima Capi

    Zaczyna się kolejny dzień nad Gardą. Dziś postanowiliśmy wspiąć się na jakiś szczyt, aby zobaczyć jezioro z góry.Z naszego miejsca pobytu czyli Torbole, kierujemy się do wioski Biacesa di Ledro (418 m n.p.m.) i docieramy do Sperone. Tam na niewielkim parkingu znajdującym się koło placu zabaw zostawiamy nasze auto. Stąd zaczyna się szlak na Cima Capi. Droga początkowo prowadzi przez wioskę. Z czasem dochodzimy do drogowskazu przedstawiającego kozę - Sentiero del Bec.

    Teraz szlak wiedzie wąską ścieżką przez las i pnie się powoli w górę. Dojście pod Ferratę zajmuję nam półtorej godziny. Zakładamy obowiązkowy zestaw. Czyli: uprząż, lonże, kask i ruszamy na podbój Cima Capi.Wielu z Was może zapytać „A cóż to jest, ta Via coś tam…?” Zatem szybko spieszę z wyjaśnieniem. 
    Via Ferrata to po włosku „żelazna droga„ W krajach niemieckojęzycznych – Klettersteig. 
Żelazne drogi wiodą przez skały i są zabezpieczone za pomocą lin, drabinek, uchwytów, czy prętów. Występowanie tych sztucznych ułatwień to element decydujący o tym czy dana trasa będzie zwana Ferratą. Tymczasem my ruszamy na Ferrate Fausto Susatti. 

    Wspinamy się południowo-wschodnią stroną zbocza, które niemal od samego początku prowadzi granią.

    Trasa nie przysparza nam większych problemów. Natomiast dzisiejszy upał daje nam się we znaki. Widoki oraz ekspozycja są oszałamiające. 

Przed czternastą stajemy na Cima Capi (909 m n.p.m.) mając u stóp Jezioro Garda. 


Ze szczytu widać też masyw Monte Baldo oraz góry Ademello. 

    Na szczycie oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęć tych pięknych widoków. Pomimo, iż góra ta ma niecałe 1 000 metrów wysokości to wizualnie wydaje się jakbyśmy stali o wiele wyżej.
Wszystko przez to, że tafla jeziora znajduje się na poziomie 65 m n.p.m.

    Schodzimy przeciwnym szlakiem wiodącym grzbietem w pobliżu starych okopów „Wielkiej Wojny”. Kierujemy się na Ferrate M. Foletti. 

Po zejściu z Ferraty dochodzimy do Bivaco Arcioni.

    Początkowo sądzimy, że jest to czyjaś prywatna chata w środku lasu. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak jakby jeszcze chwilę temu ktoś tutaj był. Obchodzimy chatę dookoła, zaglądamy do okien. W lekkim półcieniu widać jakąś księgę z wpisami oraz pieczęcie takie jakie można spotkać w schroniskach górskich. 

    Zdezorientowani naciskamy na klamkę hmm … ku naszemu zdziwieniu drzwi są otwarte. Wchodzimy do środka. Nie ma nikogo. Dziwne uczucie, jakby wchodzić komuś do domu. Po krótkim rekonesansie pomieszczenia, obejrzeniu zdjęć przypiętych pinezkami do drewnianej boazerii i przeczytaniu kilku informacji zawieszonych przy wejściu, okazuje się, że jest to ogólnodostępne, samoobsługowe schronisko. W środku jest dosłownie wszystko co byłoby potrzebne turyście. 

    Zaczynając od  garnków, sztućców oraz innego rodzaju naczyń i przyborów na kuchennym stole i ławie kończąc.Chwila odpoczynku w tym ciekawym miejscu i czas schodzić dalej. Tym razem kierujemy się Ferratą delle Laste. Po drodze mijamy kilka bunkrów oraz małych jaskiń. W których utworzono małe galerie ze zdjęciami z czasów wojny kiedy to powyższe budowle stanowiły schronienie dla przebywających tutaj żołnierzy. Ciekawe uczucie stać w jaskini czy bunkrze i patrzyć na zdjęcia zrobione w tym samym miejscu na początku XX wieku. Na zdjęciach żołnierze pozujący przy armatach, oraz podczas swoich codziennych obowiązków.

    Schodzimy dalej, zafascynowani bunkrami nie zauważyliśmy odbicia szlaku na kolejną Ferratę. Zboczyliśmy z trasy i znaleźliśmy się na kamiennej drodze. Jednak szybkie sprawdzenie GPS-u uspokoiło nas, że pomimo tego, iż odbiliśmy w inną stronę i tak trafimy na parking. Na końcu szlaku zatrzymujemy się w małej przytulnej, rodzinnej kawiarence. Z głośników płyną włoskie hity, na regałach mnóstwo książek. Kawiarenka ma wystrój naturalistyczny, dużo drewnianych dodatków, czuć kameralną domową atmosferę. Właścicielka krząta się w kuchni, gdyż jak później wspomniała tego wieczoru będzie tutaj organizowała jakiś mały koncert. My gościmy tutaj tylko chwilkę. Rozpaleni słońcem, zmęczeni gasimy pragnienie cudownie zimną lemoniadą. Chwila odpoczynku i czas zmierzać w stronę samochodu. Na kamping wracamy po siedemnastej. Posilamy się, szybko przebieramy i późnym popołudniem wskakujemy do jeziora by trochę schłodzić się po upalnym dniu.

    Krótki rys historyczny o powstaniu ViaFerraty.Nie wiadomo dokładnie kiedy powstała, ale zacznijmy od początku ... Jest rok 1492. W tym roku Kolumb odkrył Amerykę. W tym samym czasie nasz świat ujrzał również po raz  pierwszy Via ferratę. Fakt ten jest uznawany za datę narodzin alpinizmu. Rzecz działa się we Francji gdzie król Karol VIII postanowił wejść na Mont Aiguille, uznawany wtedy za niemożliwy do zdobycia. Umożliwił mu to jego oficer odpowiedzialny za drabiny szturmowe używane przy oblężeniach. Stworzył on coś w rodzaju mobilnej Via Ferraty i wraz ze swoim monarchą stanął na szczycie. Na pojawienie się Via Ferraty z prawdziwego zdarzenia Alpy musiały poczekać jeszcze 350 lat. Austriacki Dachstein jako pierwszy został wyposażony w tego typu sztuczne ułatwienia. Natomiast w 1843 roku kolejna Via Ferrata powstała na Randkluftsteig i wiodła ona na sam szczyt tego prawie trzytysięcznika (2995 m). Następnie w roku 1873 dołączył Zugspitze, a za nim ruszyła seria nowych tras w całych Alpach. 
    Niestety Via Ferraty mają w swojej historii też bardzo bolesny rozdział. Wtedy też powstało najwięcej żelaznych dróg. Była to pierwsza wojna światowa pierwszy konflikt historii ludzkości podczas którego użyto broni masowego rażenia. Był to czas brutalnej górskiej wojny pomiędzy Cesarstwem Austro-Węgierskich, a Włochami o Tyrol południowy. Każda góra była obiektem walk, co wymusiło tworzenie dróg dla żołnierzy, czy zaopatrzenia dla jednostek. Tak powstały liczne Ferraty które do teraz są uczęszczane przez tłumy turystów.




Komentarze

Popularne posty