Hrvatska 2022 - Dan 7 - Biokovo, Sveti Jure

    Dziś pobudka przed czwartą. Pomału w leniwym tempie zaczynamy się szykować i po jakimś czasie wyruszamy. Przed nami ponad godzina jazdy samochodem. Wyjeżdżamy z miejscowości Promajna, a następnie kierujemy się na Makarską by później odbić na Tučepi. Mamy już za sobą ponad dwadzieścia minut drogi gdy z nawigacji nagle pada komunikat „skręć w lewo’’. Ku naszemu zaskoczeniu, podjeżdżamy pod główne wejście Parku Prirode Biokovo - Glavni ulaz. Okazuje się, że przez moje małe niedopatrzenie jesteśmy sporo przed czasem. Planując trasę wpisałem w nawigację Biokovo, a nawigacja odczytała punkt docelowy jako masyw górski i drogę na szczyt Sveti Jure 1762 m n.p.m. (na który zresztą później też pojedziemy). Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż dzięki temu jesteśmy pierwsi. Jest przed piątą. Dookoła jeszcze ciemna noc. Parkujemy na małym placu. Wszędzie cisza, nie widać nikogo. Kupujemy kawę z automatu i idziemy się rozejrzeć. Nagle z budki znajdującej się przy wejściu do parku wychodzi jakiś pan i pyta czy mamy bilety. Odpowiadamy, że zakupiliśmy bilety online, a wjazd mamy na godzinę szóstą.

    Ważna informacja dla chcących odwiedzić to miejsce, że bilet do tego parku można kupić tylko przez Internet. Maksymalnie pięć dni przed wjazdem. Popyt na bilety jest tak duży, że znikają one w ekspresowym tempie. Zatem jeśli planujecie odwiedzić to miejsce w jakimś konkretnym terminie to trzeba kontrolować sytuację już na kilka dni przed planowanym dniem wycieczki. Koszt biletu to 60 kun za osobę.

    Po sprawdzeniu biletów dostajemy informację, że pomimo, iż jesteśmy sporo przed czasem to możemy podjechać już pod szlaban. Czyli wychodzi na to, że mamy Pole position.

    Zaczyna świtać. Zjeżdżają się samochody. Miejsce powoli zaczyna tętnić życiem. Na teren parku może wjechać jednorazowo około dwudziestu pojazdów. Oznacza to również, że na SkyWalk Biokovo można przebywać tylko kilkanaście minut. To samo tyczy się szczytu Sveti Jure. Takie ograniczania zostały wprowadzone dlatego, że droga prowadząca na punkt widokowy, a następnie na szczyt jest bardzo wąska. Aby wyminąć się z autem jadącym z naprzeciwka trzeba przystanąć w zatoczce wykutej w skale lub usypanej na poboczu drogi. Jeśli dwa samochody spotkają się niefortunnie w miejscu w którym nie ma zatoczki, któryś musi niestety wycofać do najbliższego takiego miejsca.

    Zbliża się szósta. Napięcie rośnie. Obsługa sprawdza jeszcze ostatnie bilety i prosi o zajęcie miejsca w samochodzie. Odpalam silnik. Bycie prowadzącym na tym podjeździe to duży stres. W głowie krążą mi myśli dotyczące tego jak wygląda droga, którą mam za chwilę pokonać. W Internecie można znaleźć wiele informacji na ten temat m.in. to, że jest bardzo wąsko, niebezpiecznie, że auto ledwo przejeżdża, że strach tam jechać itp. Na dodatek przed początkiem trasy stoją wyraźne oznaczenia, że podjazd wiąże się z ryzykiem, które kierowca podejmuje na własną odpowiedzialność oraz znak ograniczenia do 30 km/h. 3…2…1… Szlaban się podnosi, a więc ruszamy. Fakt droga jest wąska. Od razu ostro pnie się w górę. Początek trasy prowadzi słabo zabezpieczonym zboczem. Po chwili wjeżdżamy w las, zaczynają się serpentyny. Jeden, drugi, trzeci ostry zakręt. Nabieramy wysokości. Potem wjeżdżamy na rozległy płaskowyż. Czym wyżej tym mniej roślinności. Patrzę w tylne lusterko i okazuje się, że cały sznur samochodów zostawiamy mocno w tyle. Nagle przez nami pojawiają się niespodziewani goście. To mieszkańcy tych terenów. Zatrzymujmy się, gdyż w naszym kierunku podąża stado dzikich koni. Niesamowite wrażenie. Idą spokojnie wprost na nas. Nie boją się, przechodzą dosłownie na wyciągnięcie ręki obok naszego samochodu, wręcz prawie się o niego ocierając. Z drugiej strony trudno się dziwić przecież są na swoim terenie.

    Gdy stado poszło w swoją  stronę, a droga zrobiła się przejezdna postanawiamy ruszyć dalej. W końcu dojeżdżamy na parking pod Skywalk Biokovo, który znajduje się w okolicy Ravna Vlaška, na wysokości 1228 m n.p.m., na 13 kilometrze drogi Biokovo. Wychodzimy pośpiesznie z auta i od razu kierujemy się w stronę punktu widokowego. Trzeba szybko wykorzystać ten niecodzienny moment, gdyż może przez 3-5 minuty taras widokowy mamy tylko dla siebie. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Tym bardziej o świcie, kiedy niebo przybrało przepiękny błękitno-różowo-żółty kolor. 

    Taras wybudowany jest poza klifem. Ma kształt podkowy i poza elementami metalowymi w całości zrobiony jest ze szkła. Wykorzystujemy moment, że jesteśmy na nim sami i pospiesznie robimy zdjęcia. 

    Minęło kilka minut i zaczynają zjeżdżać się kolejne samochody. Taras wypełnia się tłumem ludzi i w jednej chwili wydaje nam się, że odbiór tego miejsca już nie jest taki sam jakim jeszcze przed chwilą mogliśmy go doświadczać. 

Gwar i tłok powoduje,  że postanawiamy ruszać w dalszą drogę na szczyt.

      Nie każdy ma odwagę jechać wyżej. Druga część drogi dostarcza sporej dawki emocji. Przede wszystkim jest ucztą dla oczu. Droga w wielu miejscach również pozbawiona jest barierek ochronnych, a jeśli już są to na pierwszy rzut oka nie dają zbyt dużego poczucia bezpieczeństwa. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że góry są zarówno pod, jak i nad nami. Najbardziej trudny jest ostatni odcinek drogi, gdyż jest stromy i posiada ostre zakręty. Jest to najwyżej położona droga w Chorwacji. W sumie cała trasa liczy dwadzieścia trzy kilometry. Zaczyna się od wjazdu do parku na 365 m n.p.m., a kończy się na małym parkingu przed szczytem na Sveti Jure 1762 m n.p.m. 

    Po dojechaniu na szczyt okazuje się, że jesteśmy tutaj pierwsi i mamy jakieś pięć minut na zdjęcia bez tłumów. Okrążamy szczyt specjalnie przygotowaną ścieżką, którą od ostrego zbocza ogranicza poręcz wykonana ze sznura.

    Obecnie na samym szczycie znajduje się maszt telewizyjny, który otoczony jest siatką. Kiedyś w tym miejscu stał mały kościółek pod wezwaniem świętego Jerzego, który został zbudowany najprawdopodobniej w 1646 roku, natomiast w roku 1964 przeniesiono go nieco poniżej szczytu. 

    Sveti Jure czyli góra Świętego Jerzego zaraz po szczycie Dinara jest drugą co do wysokości górą w Chorwacji. Dumnie wznosi się ponad Makarską Riwierę. Można zaobserwować z niej przepiękne widoki na górskie pasma, pobliskie wyspy, Morze Adriatyckie, a także zatokę przy Riwierze Makarskiej. 

    Ludzie zdążyli przyjechać i zjechać, a my jeszcze napawamy się tym pięknym widokiem. Nie możemy się rozstać z tym miejscem. Parking znów opustoszał, zostaliśmy sami. Jednak przyszła pora i na nas.

    Jeszcze większym wyzwaniem jest zjazd. Jak wcześniej wspominałem prawie cała droga jest bardzo wąska. Najgorsze co może być to spotkanie auta z naprzeciwka. Minięcie się samochodów jest możliwe jedynie jeśli jeden z nich zjedzie do specjalnie przygotowanej w tym celu zatoczki. Takie miejsca rozmieszczone są co kilkaset metrów.

    Zjeżdżając natrafiliśmy po drodze na kilka aut, ale na szczęście akurat znajdowaliśmy się w pobliżu zatoczki, więc nie było potrzeby cofania. Tych zatoczek jest dużo, więc zbytnio problemów nie ma. Trzeba  tylko pamiętać, że zakręty są ostre i nie wiadomo co nas spotka jak z niego wyjedziemy. Lepiej zwolnić do minimum i ostrzegawczo zatrąbić by kierowca, który znajduje się za zakrętem usłyszał, że jest inny samochód po drugiej stronie. Po pokonaniu tej trasy stwierdzam, że nie było tak źle jak opisywane jest to w Internecie. Może dlatego, że mam już pewne doświadczenie w takiej jeździe w górskich włoskich terenach. Jednak zdaję sobie sprawę, że dla mało doświadczonego kierowcy trasa może okazać się trudna i ryzykowana.

    Po około czterdziestu minutach jazdy w dół znajdujemy się ponownie przy głównym wjeździe do parku. A następnie kierujemy się w stronę miasteczka Promajna oraz naszego przytulnego hoteliku. Jest wpół do dziesiątej. Idealnie zmieściliśmy się w czasie i po takim poranku pełnym wrażeń wyrobiliśmy się jeszcze na śniadanie. I to nie byle jakie! Zobaczcie sami.

    Po śniadaniu ruszamy na plażę. 

    Dziś czas na chillout w wodach Adriatyku. Słońce bardzo mocno grzeje. Staramy się smarować kremem przeciwsłonecznym, ale i tak nas przypieka. Późnym popołudniem postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i przejść się na spacer do pobliskiej miejscowości Baška Voda, a przy okazji zjeść kolację w polecanej restauracji. Idziemy drogą wzdłuż wybrzeża. Dość szybko wychodzimy z miasteczka. Mijamy dzikie plaże. Wchodzimy w las w którym znajduje się jakiś ośrodek wczasowy, który wygląda jak nasze nadmorskie ośrodki rodem z PRL. Wokół panuje chaos, bałagan. Przepełnione śmietniki, a niedaleko obok nich ludzie porozkładani na kąpielowych ręcznikach. Ciężko mi zrozumieć jak można czerpać przyjemność z obcowania w takim miejscu, gdyż wystarczyłoby przejść kilkanaście metrów dalej, aby znaleźć się na pięknej plaży u podnóża skał. No cóż, każdy wypoczywa jak lubi.

    Gdy dotarliśmy do Baška Voda czułem się jak nad naszym Morzem Bałtyckim. Tylko kolor morza się nie zgadzał. Przechadzając się główną ulicą Baška Voda zewsząd słychać język polski. Tłok jak na Krupówkach w Zakopanem. Zapomnieliśmy, że jesteśmy w Chorwacji. W dodatku, wszystkie restauracje były zajęte. Okazuje się, że tutaj trzeba wszędzie robić rezerwacje ze sporym wyprzedzeniem. Wracamy zniesmaczeni. Nie ma w tym miasteczku czego szukać. Głód już nam się daje we znaki. Na całe szczęście piękne widoki zachodzącego słońca rekompensują nam nieudany spacer do Baška Voda.

    Po drodze robimy szybki rekonesans odnośnie polecanych restauracji w miasteczku Promajna. Dobre oceny ma restauracja Tribidrag Restaurant & Bar. Okazuje się, że mijaliśmy ją w drodze do Baška Voda. Już od progu sympatyczny kelner wręcz z włoskim temperamentem, a nawet wyglądem zaprasza nas do stolika. Mamy wrażenie jakby widział w naszych oczach co się nam przytrafiło. Z uśmiechem podaje nam kartę. Menu wygląda bardzo obiecująco. Zamawiamy steka z tuńczyka na risotto z szafranem oraz Pizze Prosciutto. Kelner jak tylko usłyszał nazwę Pizza Prosciutto krzyknął prawie na całą restaurację, że to doskonały wybór oraz, że to jego ulubiona pizza. Śmiejąc się do siebie mówimy po cichu, że chyba naprawdę ma jakieś włoskie korzenie. Zapowiada się dobrze. Chyba naprawdę trafiliśmy do fajnej restauracji. Jedzenie okazało się przepyszne, a my jeszcze kilka razy podczas naszego pobytu w Promajna odwiedzaliśmy to miejsce. Wychodzi na to, że czasem to czego szukamy jest tuż obok nas.

 

Hrvatska 2022 - Dan 8 - Omiš, Via Ferrata Fortica

Komentarze

Popularne posty