Magyarország 2022 - Dan 12 - Budapest

Pierwszy dzień relacji z pobytu z Chorwacji - kliknij tutaj

    Noc w Budapeszcie za nami. Jak już przeczytaliście w relacji z dnia poprzedniego była to noc z przygodami. Budzik o siódmej daje znać, że trzeba już wstawać by móc chociaż pobieżnie zwiedzić to miasto, gdyż po południu wracamy już prosto do Polski. Ja jestem w Budapeszcie po raz trzeci. Jest to jedna z najładniejszych stolic, w których byłem. Natomiast Ewa jest tu po raz pierwszy i chcę jej pokazać jak najwięcej. Najpierw ruszamy na ulice Vaci. Oddaloną dwadzieścia minut drogi pieszo, od naszego hostelu.  

     Znajduję się tu Wielka Hala Targowa - Központi Vásárcsarnok. Jest największym i najstarszym placem targowym w Budapeszcie, który powstał w roku 1897 w mieście Peszt. Wchodzimy do środka. Hala targowa składa się z trzech poziomów. Pierwszy to poziom zero, czyli serce hali. Znajdują się tu liczne stoiska z warzywami oraz owocami, które poukładane są na ladach z niesamowitą precyzją. Tworzą warzywno – owocowe piramidki. Bardzo estetycznie to wygląda i zachęca do kupna. Na wielu stoiskach, rozwieszone są sznury z czerwoną papryką, która albo dopiero się suszy, albo jest już ususzona i gotowa do kupienia. Podobnie jest z czosnkiem. Znaleźć można tutaj również stoiska z mięsem oraz wędlinami na których wiszą okazałe kawałki wędzonej szynki jak również typowych węgierskich pikantnych kiełbasek czy tradycyjnego salami. Nie można zapomnieć również o przyprawach. Na poziomie -1 znajdują się artykuły spożywcze, takie jak świeże ryby czy owoce morza. 

    Obok targu znajduję się Most wolności - Szabadság hid. Postanawiamy przejść się nim, aby dotrzeć na drugi brzeg Dunaju. Idąc główną ulicą nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to miasto w którym tradycja styka się z nowoczesnością. Z jednej strony wysokiej klasy hotele czy samochody z drugiej strony Ikarusy oraz stare tramwaje.  

    Most, którym idziemy łączy plac Fővám ze znajdującym się po przeciwnej stronie placem Świętego Gellerta. Zaliczany jest do najkrótszych mostów w Budapeszcie. Jest to most kratowy, wspornikowy, trójprzęsłowy. Wybudowano w latach 1894–1896. Projektantem mostu był János Feketeházy, który wygrał konkurs na projekt mostu spośród 70 kandydatur. Sam Franciszek Józef wbił ostatni nit i był obecny w dniu oddania mostu do użytku i jego imieniem początkowo go nazwano (Ferencz József híd, Franz-Joseph-Brücke). Po II wojnie światowej został odbudowany jako pierwszy spośród zniszczonych mostów w 1946 roku. Z tego też powodu nazwano go Mostem Wolności

    Charakterystyczną ozdobą na samej górze mostu są ptaki Turul. Często zdarza się, że ludzie wdrapują się na samą górę, na miejsce gdzie owe ptaki się znajdują. Wtedy ruch na moście zostaje zatrzymany, nierzadko na kilka godzin, co skutecznie utrudnia komunikację miejską. Most ten nieoficjalnie bywa też nazywany mostem samobójców. Nieopodal mostu znajduje się również wejście do metra z którego zamierzamy skorzystać. Postanawiamy kupić bilet na całą komunikację w Budapeszcie. Wybieramy linię M1

 źródło: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Transport_w_Budapeszcie

    Millenniumi Földalatti Vasút – Milenijna Kolej Podziemna. Jest najstarszą linią metra w kontynentalnej części Europy, druga najstarsza na świecie, pierwsza w pełni zelektryfikowana. Otwarta została 3 maja 1896 roku, z okazji obchodów tysiąclecia państwa węgierskiego. Początkowo składała się z 9 stacji podziemnych oraz 2 naziemnych i mierzyła 3700 metrów. Kolej bez większych zakłóceń funkcjonowała do 1973 roku, gdy podjęto decyzję o likwidacji odcinka naziemnego, przebudowie dwóch stacji, oraz dobudowaniu nowego odcinka i zajezdni. W 2002 roku linia została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

    Po kilku minutach wysiadamy na stacji Széchenyi fürdő. Niedaleko znajduję się zoo jest to jeden z najstarszych ogrodów zoologicznych na świecie. Zostało założone w 1866 roku. W pobliżu usytuowane są również Termy Széchenyiego Széchenyi gyógyfürdő. Jest to największy w Europie kompleks basenów oraz wód termalnych. Gdyby nie fakt, że mamy mało czasu na zwiedzanie to z przyjemnością byśmy się tam wykąpali. Dopada nas niestety szara rzeczywistość, gdyż o jedenastej kończy się doba hotelowa i trzeba zdać klucze. Więc kierujemy się ponownie w stronę centrum i docieramy do recepcji, a tam węgierskich przygód ciąg dalszy. Okazuje się, że nie można przedłużyć parkingu za który zapłaciliśmy wykupując nocleg tylko trzeba z niego wyjechać i wjechać ponownie. Nie zastanawiając się dłużej udajemy się w stronę parkingu i nie mając innego wyjścia musimy właśnie tak zrobić. Wsiadamy do auta i pada pytanie. Gdzie jest karta parkingowa? Jeszcze przed chwilą mieliśmy ją w rękach. Zaczynamy się zastanawiać czy nie wypadła nam w drodze na parking. Zatem wracamy i nerwowo rozglądamy się po chodniku, ale nigdzie jej nie ma. Organizacja noclegu w tym hostelu to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Nie pozostaje nam nic innego jak ponowna wizyta w recepcji i wytłumaczenie co się stało. Dostajemy informację, że musimy zapłacić 20 Euro, za zgubioną kartę parkingową. Ale uwaga! W recepcji nie są w stanie rozmienić nam naszego 50 Euro, które wczoraj pozostawiliśmy w depozycie. Jedyne wyjście jakie nam teraz pozostaje to poszukanie kantoru, aby tam móc rozmienić pieniądze. 

    Udajemy się znów na miasto w poszukiwaniu kantoru. Nim znaleźliśmy kantor i rozliczyliśmy się z recepcją. Nim szef całego tego przybytku załatwił nowa kartę parkingową w tym pięciogwiazdkowym hotelu. Nim zszedł z nami na parking, aby nas wypuścić to minęła dobra godzina. Cały ten nocleg od samego początku był problemowy. Po tej całej akcji wszystkiego nam się odechciało i na tamtą chwilę mieliśmy już serdecznie dość Budapesztu. Spoglądamy na zegarek i stwierdzamy, że w sumie mamy dobry czas i moglibyśmy jeszcze ze cztery godziny poświęcić na zwiedzanie. Zniesmaczeni sytuacją, w kiepskich humorach przejeżdżamy przez miasto na drugą stronę Budapesztu. W oczy rzuca nam się parking z wolnymi miejscami. Szybko podejmujemy decyzję, żeby jednak jeszcze tutaj zaparkować i zwiedzić kawałek miasta. Wsiadamy w tramwaj 41 i podjeżdżamy pod Most Łańcuchowy (Széchenyi Lánchíd).  Ten most na tamtą chwilę był w remoncie. Ruszamy dalej pod Budai Várpalota, czyli Pałac Królewski. 

    To rozległy kompleks budynków wokół trzech dziedzińców. Wzniesiony w XVIII wieku przez Marię Teresę. Pałac barokowy był za czasów Franciszka Józefa znacznie rozbudowany. W czasie II wojny światowej budowla spłonęła doszczętnie. Masywny posąg ptaka zdobiący północną część zamku przedstawia Turula, który według legendy przyczynił się do powstania państwa węgierskiego. Jak każda siedziba władców – Zamek królewski w Budapeszcie może poszczycić się strażą. Tutaj jest podobnie. W ciągu dnia co godzinę można zobaczyć spektakl salutowania, marszruty i machania bronią. Stoimy dobre trzydzieści minut i podziwiamy uroczystą zmianę warty.

    Następnie udajemy się nad rzekę by podziwiać okazałą budowlę węgierskiego Parlamentu. To jeden z symboli stolicy Węgier oraz całego kraju. Położony w dzielnicy Peszt jest jednym z najbardziej znanych i jednym z najstarszych gmachów państwowych w Europie. Jest również jednym z największych obiektów na świecie.



    Budapeszt jest bardzo ciekawym miastem pod względem turystycznym. Nie wspominając o Termach czy zoo. Jednak kilka godzin na jego zwiedzenie to zdecydowanie za mało. Czas już nagli. Niestety musimy wracać. Na koniec idziemy jeszcze na węgierskie zakupy, bez prawdziwego węgierskiego salami i Tokaja nie wracamy. Koło szesnastej wyruszamy w dalszą drogę. Kierunek Polska. Przed nami jeszcze około sześć godzin jazdy.

 Zakończenie

 Przed północą dotarliśmy do Polski. Pokonaliśmy samochodem 3 046 km. Zwiedziliśmy dwa Parki narodowe: Jeziora Plitwickie oraz Park Krka. Zdobyliśmy najwyższy szczyt Chorwacji zwany Dinara. Był to nasz kolejny szczyt do Korony Europy. Zobaczyliśmy Góry Dynarskie, a w nich miejsce gdzie ma swój początek źródło rzeki Cetina oraz miasto Omiš w którym rzeka ta wpływa do Adriatyku. Wjechaliśmy samochodem na punkt widokowy Biokovo oraz szczyt Sv. Jure, który jest drugim co do wysokości szczytem w tym kraju. Odwiedziliśmy pobliską Bośnię i Hercegowinę, a w niej miasto Mostar oraz Medjugorie. Nie zrealizowaliśmy pełnego planu wyjazdu, ale i tak dużo udał o nam się zobaczyć. Zabrakło nam czasu, aby pojechać do Dubrownika czy na przynależne do tego Państwa wysypy. Chorwacja jest pięknym bardzo ciekawym pod względem turystycznym krajem. A do tego ten Adriatyk! To dlatego co roku nadciąga w te rejony tak wielu turystów. Warto przy szukaniu miejsca na nocleg wybierać mniejsze miejscowości. Tak jak zrobiliśmy to my wybierając miasteczko Promajna. Czy kiedyś tu wrócimy? Ciężko stwierdzić, gdyż na świecie jest jeszcze wiele pięknych i nieodkrytych przez nas miejsc. Natomiast gdybyśmy mieli stanąć przed wyborem Chorwacja czy Włochy. Zdecydowanie wybralibyśmy jednak Włochy. Jak dla nas Chorwacja za bardzo przesycona jest naszymi rodakami.

Komentarze

Popularne posty