Italia Giorno 10 Lago di Garda

    Budzimy się przed siódmą, poranne śniadanie i szybkie pakowanie ostatnich rzeczy do auta. Wykwaterowujemy się z pokoju. W recepcji załatwiamy tylko formalności. Oddajemy klucze, a recepcjonistka wskazuje nam miejsce pod namiot. Parkujemy auto we wskazanym miejscu. Namiotu jeszcze nie rozkładamy, gdyż czym prędzej udajemy się do małego portu, a raczej jednego z wielu przystanków usytuowanych przy brzegu jeziora skąd odpływają statki. 


    Dziś w planach rejs po Gardzie. Wokół jeziora znajduje się wiele miasteczek turystycznych oraz kurortów z zabytkową zabudową (historyczne centra miast, dawne zamku i fortece). Kupujemy bilet całodniowy, który obejmuje rejsy po północnej części jeziora. Za dwadzieścia euro za osobę możemy pływać cały dzień od portu do portu. Jedynym ograniczeniem jest wytyczona umowna granica północy jeziora, która sięga do Assenza.O ósmej trzydzieści przypływa nasz statek, który płynie do Limone sul Garda. 

Jesteśmy na nim praktycznie sami. 


Płyniemy z piętnaście może dwadzieścia minut. W Limone przesiadka, ale dopiero za godzinę. 


    Jest to niepowtarzalna okazja, aby znów napić się lemoniady. Kolejny raz przechadzamy się urokliwymi uliczkami tego miasteczka. 


W związku z tym, że jest ranek nie ma jeszcze tak wielu turystów. 



Sklepikarze i właściciele kawiarenek dopiero otwierają okienice, rozstawiają zastawy na stołach. 


    Limone pomału budzi się do życia. O tej porze miasteczko ma niepowtarzalny klimat. Godzina oczekiwania minęła nam bardzo szybko. Zmierzamy w stronę portu. Kolejny statek, który odpływa do Assenza jest dwa razy większy.

    Wsiadamy na pokład i po ok trzydziestu minutach jesteśmy na miejscu. Assenzana di Brenzone to mała wioska u podnóża góry Monte Baldo, leżąca pomiędzy gajami oliwnymi i zielonymi ogrodami. Również spędzamy tutaj godzinę. Idziemy na krótki spacer, a następnie rozsiadamy się wygodnie w kafejce na wybrzeżu i delektujemy się włoskimi lodami czekając na kolejny statek. Następnie udajemy się do Malcesine.  


    Jest to urokliwe, średniowieczne miasteczko położone we wschodniej części jeziora. Zachwycają tutaj odrestaurowane kamieniczki, kameralne place i niewielki port, usytuowany w samym centrum miasteczka. 


    Niegdyś był to głównie port rybacki, a dziś regularnie odpływają stąd statki turystyczne do sąsiednich miejscowości. Spacerujemy po gąszczu wąskich, średniowiecznych uliczek. Znajdują się na nich sklepiki z lokalnymi przysmakami i alkoholami, butiki z odzieżą, pachnące kawą bary i restauracje serwujące głównie ryby i pasty. 


    Tutaj panuje o wiele większy tłok niż w poprzednich miejscowościach. W międzyczasie przychodzi mail z informacją, że udało się przełożyć rezerwację w pierwszym schronisku. Wygląda na to, że jutro na Słowenii wszystko ułoży się pomyślnie.
    Największą atrakcją Malcesine jest stacja kolejki linowej prowadząca na szczyt Monte Baldo. To jedyna na świecie kolejka linowa, gdzie w trakcie wyjazdu wagonik pomału obraca się wokół własnej osi. Wjazd na szczyt Monte Baldo dzieli się na dwa etapy. 
    Za pierwszym razem pokonuje się długość 1512 m i wznosi się 463 m w stosunku do dolnej stacji kolejki. Wagonik przemieszcza się wówczas z Malcesine do San Michele. Kolejnym etapem jest wyjazd z San Michele na Monte Baldo. 
    Długość drugiego odcinka to 2813 m, a różnica wysokości to aż 1187 m. To właśnie na drugim odcinku wagon powoli obraca się wokół własnej osi. My jednak na kolejkę się nie wybieramy. Wrócimy tutaj jeszcze, aby wejść na Monte Baldo o własnych siłach.
    W Malcesine spędzamy dobrą godzinę. Pora na kolejny statek, którym płyniemy już do Riva del Garda. Tak jesteśmy zaabsorbowani widokami oraz zdjęciami, że ciężko określić ile czasu płynęliśmy. 


    Mieliśmy niepowtarzalną okazję, aby podziwiać z innej perspektywy wykute w skale ścieżki rowerowe, którymi jeździliśmy. W Rivie postanawiamy zjeść naszą ostatnią włoską pizzę. Wybieramy się do restauracji z widokiem na jezioro.


    Posileni pysznym włoskim specjałem kierujemy się w stronę portu. Po siedemnastej odpływa ostatni statek do Torbole. Pora wracać na camping i rozłożyć namiot. Wieczorem wybieramy się jeszcze na ostatni spacer po plaży, aby na długo zapamiętać klimat tego cudownego miejsca.

Krótki rys historyczny:
    Riva swoje korzenie ma już w czasach rzymskich, a na przestrzeni wieków była przedmiotem rywalizacji mocarstw i słynnych rodów. Walczyły o nią zwaśnione rodziny Scaligerich i Viscottich, które ostatecznie pokonali Wenecjanie zajmując miasto w roku 1440. Przechodziły przez Rivę wojska Napoleona, Garibaldiego, Cesarza Austro-Węgier. Ziemie te odebrano rozpadającemu się cesarstwu i po raz pierwszy przyłączono do Włoch na mocy traktatu wersalskiego, w roku 1918. Do dziś spora część ludności bardzo dobrze porozumiewa się w języku niemieckim.





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty